27.01.2013

Ul.  Mazowiecka, obok ulubionego Tygmontu,  before dla wymagających czyli czytaj "zesłanych na co dzień  do korporacyjnych  Gułagów" W tygodniu pokorni i śliscy, w weekendy królowie życia. W tygodniu częściowo wysypujący  się z obdrapanych tramwajów, marzący o dniu w którym  podjadą pod Gułag nowym volvo w leasingu,  bądź dumni  już w  owym aucie rozmyślający o sobie, szklanym akwarium i budzącym respekcie. Obydwie grupy płyną zgodnie z prądem w przeciwnym kierunku niż źródło. Zapewne zdarzają się wyjątki jak i wszędzie ale  z powodu posiadania sumienia  i nie posiadania krwiożerczych instynktów, kariery tym trzecim nie wróżę.
Wracając do klubu o nazwie na P, nie przepadam za tym  miejscem. Zwerbowana  w sobotni wieczór przez  właścicielki kotów, opalenizny i nie ekonomicznych samochodów, wbrew sobie i świadomie po raz trzeci i ostatni rozgościłam się. Od wejścia  niezmiennie uderzył mnie  przepych różnorodności godowej, wiedziałam,  że jeśli szybko nie poddam się ogólnemu znieczuleniu to  złożę zgodnie ze sztuką origami  półautomat z papieru i otworzę ogień. Celując w nonszalancko spoczywające na wyrzeźbionych męskich ramionach  swetry w kolorze pasteli i w dumnie dzierżone cygara,  rozpieprzyłabym tu  panujący ład i porządek czyli jałowe rozmowy i unoszący się duch banalnego podrywu w wykonaniu przeciętnego snoba za pomocą żenujących środków aktorskich. Panujące tu ogłupienie jest tak silnie stężone i nieprzepuszczalne, że nawet gdyby wybuchła elektrownia jądrowa w promieniu kilometra to miejsce zostałoby nie naruszone, pomyślałam a wraz z myślą narastające rozluźnienie  wysadziło mi korek od stosownej delikatności "K... , jak wy z własnej woli możecie tu przychodzić?!  nic tylko nawalić się w trupa" skwitowałam.
Niefrasobliwa wypowiedź zrodzona już z mocno poluzowanych zwojów,  naraziła mnie  na reakcję. Usłyszawszy, iż moja postawa to tylko zwykła frustracja spowodowana  brakiem czasu z racji posiadania dzieci,  popadłam w  zadumę. Może rzeczywiście  powinnam czym prędzej oddać je do przytułku a w zamian zaadoptować dwa rasowe  koty i kulawego psa a drobne oszczędności dzieci jednocześnie przeznaczyć na najnowszy model etui do notebooka od samego Louis Vuitton,  pomyślałam.
Chcąc sprostować stan rzeczy zapewniłam, że ja lubię  tańce godowe i w ogóle mężczyzn a zwłaszcza starcie touch fuul ale chodzi o scenerię a raczej o florę i faunę. Przyznałam się również, że czasem im zazdroszczę, luzu i bezpowrotnej beztroski ale nie opalenizny!

A kwestią kluczową w seksie jest pozycja wyjściowa.





8.01.2013



Powietrze przesycone wilgocią. Powoli na kark nasadzam głowę ściętą przy samej  ziemi.