1.05.2011


Kwiecień przechował mnie w szpitalnej  kieszeni. co wieczór wygodnie wtapiałam się w podłogę, usiłując uchwycić moment zasypiania. leżąc na wznak obwąchiwałam ostrożnie swoje myśli. jak bardzo bezkształtne i przezroczyste wydały się moje dotychczasowe lęki, jak mali są ci od dziury w brzuchu, jak pusty jest ten rozdział o człowieku czekającym na krawędzi  łóżka , nie chcę dalej zgadywać sensu jego bezkształtu..

egzotycznie mętne opowiastki przybierające postać skwaśniałego moczu wrzynały się w nozdrza drażniąc śluzówkę. wrażenie i jedna chwila  nieuwagi, podejrzał ją przez dziurkę od klucza, odkrył  słabości, znalazł lekarstwo na chorą duszę. wracając, do domu wkradał się jak złodziej, a grzechy chował do pępka. 
 

Ogród się zieleni, zakwitły tulipany,  drzewo białe, inne..zupełnie, tam pod parapetem  prenatalna wizja.

monstrualny przerośnięty płód o tępym spojrzeniu anioła
spakowane, zapieczętowane i skatalogowane obrazy .
 
sadzę kwiaty.
miło jest.

4 komentarze:

  1. Mam nadzieję, że teraz jest już wszystko w porządku ..... Zdrowia.... nie lubię szpitali....

    Pozdrawiam Gorąco :))))))

    OdpowiedzUsuń
  2. Sytuacja na razie opanowana. Herbatnik jest wątłego zdrówka więc dziękujemy bardzo:))przyda się.
    :*

    OdpowiedzUsuń
  3. szpital ma to coś co sprawia że wtapiamy się całkowicie w łóżko. Ból jest naszym oddechem, krzyżówka lekarstwem, pielęgniarki nadzieja :) Powrotu do zdrowia. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak, szpital to mało optymistyczne miejsce, ale to czas gdzie myślisz i redukujesz..Bardzo dziękuję:)

    OdpowiedzUsuń