Ul. Mazowiecka, obok ulubionego Tygmontu, before dla wymagających czyli czytaj "zesłanych na co dzień do korporacyjnych Gułagów" W tygodniu pokorni i śliscy, w weekendy królowie życia. W tygodniu częściowo wysypujący się z obdrapanych tramwajów, marzący o dniu w którym podjadą pod Gułag nowym volvo w leasingu, bądź dumni już w owym aucie rozmyślający o sobie, szklanym akwarium i budzącym respekcie. Obydwie grupy płyną zgodnie z prądem w przeciwnym kierunku niż źródło. Zapewne zdarzają się wyjątki jak i wszędzie ale z powodu posiadania sumienia i nie posiadania krwiożerczych instynktów, kariery tym trzecim nie wróżę.
Wracając do klubu o nazwie na P, nie przepadam za tym miejscem. Zwerbowana w sobotni wieczór przez właścicielki kotów, opalenizny i nie ekonomicznych samochodów, wbrew sobie i świadomie po raz trzeci i ostatni rozgościłam się. Od wejścia niezmiennie uderzył mnie przepych różnorodności godowej, wiedziałam, że jeśli szybko nie poddam się ogólnemu znieczuleniu to złożę zgodnie ze sztuką origami półautomat z papieru i otworzę ogień. Celując w nonszalancko spoczywające na wyrzeźbionych męskich ramionach swetry w kolorze pasteli i w dumnie dzierżone cygara, rozpieprzyłabym tu panujący ład i porządek czyli jałowe rozmowy i unoszący się duch banalnego podrywu w wykonaniu przeciętnego snoba za pomocą żenujących środków aktorskich. Panujące tu ogłupienie jest tak silnie stężone i nieprzepuszczalne, że nawet gdyby wybuchła elektrownia jądrowa w promieniu kilometra to miejsce zostałoby nie naruszone, pomyślałam a wraz z myślą narastające rozluźnienie wysadziło mi korek od stosownej delikatności "K... , jak wy z własnej woli możecie tu przychodzić?! nic tylko nawalić się w trupa" skwitowałam.
Niefrasobliwa wypowiedź zrodzona już z mocno poluzowanych zwojów, naraziła mnie na reakcję. Usłyszawszy, iż moja postawa to tylko zwykła frustracja spowodowana brakiem czasu z racji posiadania dzieci, popadłam w zadumę. Może rzeczywiście powinnam czym prędzej oddać je do przytułku a w zamian zaadoptować dwa rasowe koty i kulawego psa a drobne oszczędności dzieci jednocześnie przeznaczyć na najnowszy model etui do notebooka od samego Louis Vuitton, pomyślałam.
Chcąc sprostować stan rzeczy zapewniłam, że ja lubię tańce godowe i w ogóle mężczyzn a zwłaszcza starcie touch fuul ale chodzi o scenerię a raczej o florę i faunę. Przyznałam się również, że czasem im zazdroszczę, luzu i bezpowrotnej beztroski ale nie opalenizny!
A kwestią kluczową w seksie jest pozycja wyjściowa.
ojejeku...
OdpowiedzUsuńpo lekturze nasiliły się u mnie tendencje aspołęczne. nie cierpię takich miejsc. chodzi chyba o to, że trzeba na czas pobytu wyłączyć mózg i zmysł obserwacji. chyba ;-)
W rzeczy samej.
OdpowiedzUsuńnatomiast istnieją też ciekawe miejsca do restartu gdzie nie trzeba wyłączać mózgu, to pewnie kwestia gustu ale o tym chyba nie powinnam dyskutować;) w każdym razie to na p zamierzam omijać łukiem:)
"Weszłaś między wrony (czarne) kracz tak jak i one" :) rozumiem, że jesteś Białą Wroną, a z swego doświadczenia wiem, iż każda odmienność jest źle widziana :) no i jak miałaś odwagę skrytykować, ten doskonały świat (nie cierpię korporacji, zbyt długo tam pracowałam) :))) Świetny post :))) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNie pozostaje nic jak tylko uprawiać alienację albo pić :))
OdpowiedzUsuńŚciskam:)
Koniecznie. Świat po kilku głębszych wydaje się nieco zabawniejszy:)
Usuńa przyswajanie go mniej boli. Radosna filtracja ;)
OdpowiedzUsuń