5.02.2010

Co wieczór oglądam tę samą sztukę a właściwie to jej początek. Z niecierpliwością i zaciekawieniem wyczekuję kolejnych aktów zawsze z nadzieją że wreszcie którejś kolejnej czarnej nocy, zostanie wystawiony akt II. Sztuka wystawiana jest w języku nahuatl więc nie bardzo rozumiem słów ale w interpretacji przekazu wykorzystuję jęz.migowy w którego władaniu jestem odkąd mój aparat mowy zastygł w bezruchu na skutek przebytej hipotermii emocjonalnej.


Akt I

Obwisła i umęczona dusza po całym dniu ściąga swój szczelny, barwnie dostojny kostium, pragnie tylko pokoju...
Karne, surowe, krytyczne sumienie zasiada majestatycznie podpala cygaro by lepiej oddać się kontemplacji na temat zasranego żywota jakie mu przyszło prowadzić.
Obok dosiada się na chwiejnych nogach miękka, delikatna, spragniona 'miłość'.
To córka wdzięczności. Jest wystraszona, boi się że nie rozwinie swoich skrzydeł na czas lotu, nie zadrży tym zasranym światem w jego posadach, tak jak by tego chciała.

Jak co wieczór zaczyna się rytmiczna nie groźnie zapowiadająca się dyskusja. Sumienie coraz bardziej przeświadczone o słabym fundamencie moralnym 'miłości', jej pochodzeniu i wątpliwych rokowań na jej umocnienie, stara się znaleźć najmniej inwazyjne rozwiązanie, przecież nie chce same ponosić konsekwencji za to że z powodu jego początkowej niekompetencji czyjeś marzenia zamienią w się skotłowaną śmierdzącą potem, krwią, żygowinami pościel.
'Miłość' nieporadnie stara argumentować zaistniałe fakty, wyszukuje plusy całej sytuacji, prosi jeszcze o czas. Skrupulatnie tłumaczy ale wie, że jest słaba w sporach, brak umiejętności manipulacji słowem w której mistrzem jest sumienie, nadrabia spokojem.
Wkurwione sumienie, coraz bardziej poirytowane stoickim spokojem 'miłości' popada w konwulsje, nie przebiera w argumentach, szasta nimi jak kartami.
Zasmucona 'Miłość' z poczuciem przegranej wychodzi, idzie się przejść.
Panuje granatowa noc. Mija chorego psychicznie kota, psa w surducie i bryczesach, cierpiącą na ostrą depresję po dwóch próbach samobójczych płaczącą wierzbę, nie poddaje się. Szuka jakiegoś skromnego, cichego w miarę przyjaznego dla niej miejsca, zmęczona zasiada obok obleśnych gawronów na obwisłych drutach wysokiego napięcia. Jeden z nich to wujek dobra rada,to ten w złotym, gustownym tupeciku na łebku, prostolinijnym językiem opowiada pewną dziwną historię...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz